środa, 27 stycznia 2010

Co siedziało w Wrocku...

Brzeszczot:

Co siedziało, albo co się działo. Nieważne. I jednego i drugiego można by trochę nawyliczać. Po pierwsze – siedział Edek Leszczyk. I to nie sam. Ksywa Leszczu obiła mi się o uszy już jakiś czas temu. Ten, nie taki znowu poczciwy, staruszek ścigał się na wrocławskich torach z taką werwą i na tyle skutecznie, że wieść o nim dotarła nawet do mojego rodzinnego Rzeszowa. Od pewnego czasu podróżowałem z Młodym po mieścinach i gdzieniegdzie udawało mi się zarobić gambla lub dwa. Młody potrafił kierować samochodami, więc z utargu sprawiliśmy sobie zdezelowanego Hummera i sążny zapas paliwa i ruszyliśmy na podbój wielkiego miasta, jakim kiedyś zapewne był Wrocław. Leszcza spotkaliśmy właściwie zaraz po przyjeździe do miasta. I co ciekawe – cierpiał on na chroniczny brak czterech kółek.

Z Leszczem kręciło się jeszcze dwóch gości – niejaki łowca mutantów Szperacz i mięśniak imieniem Zbych. Dobrze się złożyło. Leszczu potrzebował fury, ja – kierowcy (boć Młody to dupa wołowa, a nie kierowca). Leszczowe przydupasy potrzebowały ruszyć swoje zasiedziałe tyłki, a mnie potrzebni byli mięśniacy do ochrony dóbr wszelakich, które miałem zamiar we Wrocku pozyskać. I szczerze mówiąc, ta banda popierdoleńców to najlepsza (a może raczej najmniej beznadziejna) rzecz, jaka spotkała mnie w tym parszywym życiu.

Po drugie – siedziały mutki. Może nie całkiem we Wrocku, ale niedaleko. Najlepsze było to, że były to zajebiście bogate mutki. Nowinę tę radosną dostarczył mi pewnego dnia Szperacz i już wiedziałem, że polubię tego gościa. Okazuje się bowiem, że od łowienia mutantów Szperacz woli jedynie łowienie rzeczy należących do mutantów. A to mi bardzo pasowało. Jednak handel z tymi brzydalami musiał poczekać. Mieliśmy inne sprawy na głowie.

No bo właśnie po trzecie – siedział Gumiak. I to siedział na wszystkim we Wrocku i trząsł tym, jak mu się tylko podobało. Okazało się, że mój nowy kompan – Edek Leszczyk, kiedyś był we Wrocławiu bardzo ważną personą. Jednak jakieś sprawy poszły nie tak jak powinny i „Leszczu” musiał spierdalać z miasta. Gdy wrócił, by odbudować swój wizerunek, Wrocek wyglądał już zupełnie inaczej. Po wyjeździe Leszcza, Gumiak sprzątnął Żabę Bysiora i kilka innych znaczących figur i rozsadowił się wygodnie, kładąc swe łapy dosłownie na wszystkim. Gdy tylko dowiedział się o tym, że Leszczu wrócił, od razu zapragnął przerobić go na Sardynkę. I tak właśnie oto wplątałem się w jakąś pieprzoną wojnę gangów. A musicie wiedzieć, że jedynym rodzajem wojny, przed którym wielce nieszanowny Brzeszczot nie spierdala skulony pod stół, jest wojna na argumenty. A ta z pewnością do takich nie należała.

Wieść o tym, że Gumiak interesuje się Edkiem Leszczykiem przyniósł nam Ślimak - dawny kumpel Leszcza. Nie spodobał się nam ten koleś, ale Edek za niego ręczył, więc nie mieliśmy nic do gadania. Nasz towarzysz bąkał coś o jakimś barze, który musi znaleźć i w którym musi coś załatwić i wtedy będzie kwita z Gumiakiem. Nie wiem o co chodziło, ale szczerze mówiąc zwisało mi to i powiewało. Miałem głowę zaprzątniętą czym innym.

Leszczu był przeciwny handlowaniu z mutkami, więc dogadaliśmy się, że on nie będzie wpierdalał się w nasz biznes, a my nie będziemy się wpierdalać w sprawy ze Ślimakiem. Oczywiście musieliśmy się wspierać, gdyby któraś z tych spraw nie poszła tak jak powinna. Leszczu pojechał więc z nami na terytorium mutków, ale obrażony na cały świat nie wystawił nawet nosa z Hummera. I dobrze. Miejscowi na pobliskie mutki mówili Patyczaki - i nic dziwnego. Były to bowiem istoty niezwykłe - chude, ogromne, o niezdrowym kolorze skóry. Miały mnóstwo sprzętu i nie znały się na nim, potrzebowały paliwa, a nikt nie chciał z nimi handlować. No cóż, nie spotkały jeszcze Brzeszczota. Obycie Szperacza oraz moja gadana i wprawne oko (nawiasem – jedyne oko) załatwiły nam interes życia. Paliwo, które kupowałem po 3 gamble za litr, sprzedałem w cenie 7 gambli. Dorwaliśmy mnóstwo działającego sprzętu. Teraz wystarczyło tylko załatwić sprawy ze Ślimakiem i spierdalać z Wrocka, zanim ludzie zorientują się skąd mamy ten sprzęt.

Oczywiście okazało się, że Ślimak lata dla Gumiaka. Ale to nie był problem. Problemem był Leszczu, który uparł się, że naprawi to, co spierdolił swoją dawną ucieczką. Chciał zrobić tak, by wszyscy byli zadowoleni, a tak się nie da. Bar, o którym wspominał Ślimak (a przynajmniej wydawało nam się, że to był ten właśnie bar) okazał się dużo lepiej chroniony niż się spodziewaliśmy. Młody, Zbych, Szperacz i Leszczu wyważyli drzwi i wpadli do środka, a ja udałem się na poszukiwanie tylnego wejścia. Nie znalazłem go, a kiedy w końcu wszedłem głównymi drzwiami, w barze zastałem ładny stosik ciał i moich towarzyszy, z których kilku odniosło dość poważne rany. Dla nas było jasne, że sprawy się popaprały i musimy spierdalać z Wrocka, Leszczu natomiast podwijał rękawy i wyrywał się żeby dokończyć interesy z Gumiakiem. Otworzyliśmy więc piwo, wznieśliśmy toast za powodzenie „misji” i łyknęliśmy porządnie. Kiedy środki nasenne zaczęły działać, wrzuciliśmy nieprzytomnego Leszcza oraz porządny zapas alkoholu na pakę i spierdoliliśmy z miasta. Niestety prowadził Młody (z konieczności), więc nie tylko się zgubiliśmy, ale do tego daliśmy się dogonić przydupasom Gumiaka. Uciekaliśmy a-czwórką, a za nami zapieprzały dwie czarne beemki. Niewiele myśląc wyciągnąłem gnata i strzeliłem. Możecie mi nie wierzyć, ale jednooki tchórz podczas gonitwy po resztkach autostrady, jednym strzałem załatwił kierowcę samochodu jadącego dobre kilkadziesiąt metrów za nim. Ja sam sobie nie wierzę i jasne jest dla mnie to, że ten strzał musiał być jakimś rodzajem dziwacznego cudu. Niemniej jednak od tej pory moi towarzysze zaczęli na mnie trochę inaczej patrzeć. Z szacunkiem? No, może bez przesady, ale było blisko.

Jeśli więc wybierasz się do Wrocka musisz pamiętać o tym, że to już nie jest tylko miasto wyścigów ulicznych. To twierdza, rządzona twardą gumową ręką. Możesz tu wiele stracić, możesz wiele zyskać. My wykorzystaliśmy swoją szansę i pewnie już tu nie wrócimy. Zwłaszcza, że wkurwiony Ślimak ruszył za nami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz